O księdzu Janie Twardowskim słów kilka...

rysunek portretu patrona

W XIX Warszawie w jednej z czynszowych kamienic przy ulicy Koszykowej, w rodzinie Jana i Anieli przyszedł na świat chłopiec. Na kalendarzu widniała data 1 czerwca 1915 r. Rodzice ochrzcili niemowlaka w kościele parafialnym nadając mu dwa imiona Jan Jakub.

Rodzina powiększyła się, bowiem mały Jan Jakub zastał już na świecie dwie starsze siostry: Halinę i Lucynę, a pięć lat później przyszła na świat trzecia siostra Maria. Jan miał szczęście, urodził się w rodzinie o głębokich tradycjach katolickich, w rodzinie, gdzie zawsze istniała miłość.

Starsze siostry otoczyły braciszka troskliwą opieką, zwłaszcza w czasie jego dziecięcych chorób, o czym w przyszłości napisze:


" Mamusia przy poduszkach stała-
a doktor piersi opukiwał
i dalej leczył źle.
Jakże cicho było w domu,
siostry płakały po kryjomu-
w chusteczek białej mgle."


Najważniejszą osobą była matka, ona to nakreślała i otwierała przed swoim ukochanym synem przyszły świat, w którym wiara jest najważniejsza. Uczyła go, jak należy czynić znak krzyża; znak wiary, pomagała poznawać i rozumieć przyrodę:


" Twoje ręce - mamusiu
dobre jak szafirek po deszczu
jak czajki towarzyskie
przyniosły mnie na świat
kołysały
ustawiały na podłodze
sadzały na stołku
mówiły że motyl dzwoni
że młodych grzybów nie sposób
rozeznać
uczyły trzymać łyżkę by
nie trafiała do ucha
rozróżniać klon od jaworu
prowadziły przy oknie po ciemku
po ziemi co czernieje jak szpak..."



Jego dzieciństwo przebiegało szczęśliwie i bezpiecznie. Spędzał, mnóstwo czasu na łonie natury, między innymi u swojego wuja w wiejskim dworku w Druhowie, gdzie poznawał przyrodę. Uczył się utożsamiać ją z Bogiem, który stworzył ten cudowny świat. Kiedyś, w dorosłym swym życiu powie:

" jestem z zamiłowania przyrodnikiem (...) zdumiewam się i zachwycam urodą i dziwnością wdzialnego i niewidzialnego świata (...) interesuje mnie więc wszystko: ptaki, kwiaty, owady, kamienie. I zamiast o katedrach i gotykach wolę pisać o drzewach, które mają w sobie coś ze wspomnienia raju (...) Świat jest naprawdę cudowny"....


Przyszedł czas nauki, która rozpoczęła się w szkole powszechnej, przy ulicy Elektoralnej i trwała aż cztery lata. Dalej uczył się w państwowym Gimnazjum Matematyczno - Przyrodniczym przy ulicy Kapucyńskiej. Został jego absolwentem na cztery lata przed wybuchem II wojny światowej. A po latach we wspomnieniach wraca do tych czasów i do szkolnych przyjaciół:


"Co tam było, co się z tobą dzieje-
Moja dawna poburzona szkoło-
W dawnych chłopcach pogasły nadzieje
Klamką stukasz dawno uciszoną."


W gimnazjum ujawniły się pierwsze oznaki talentu pisarskiego, młody Jan włączył się czynnie we współredagowanie międzyszkolnego pisma młodzieży gimnazjalnej " Kuźnia Młodych", jako redaktor działu literackiego. W latach tych wiele czytał, a z powieści Mały lord zapadło mu w serce jedno zdanie: " nie ma na świecie większej dobroci niż dobroć serca", które stało się jego życiowym przesłaniem.

Dwa lata później wydał pierwszy tomik wierszy zatytułowany " Powrót Andersena". W tomiku tym słowa płyną mimochodem, niby poza dobrem i złem, a jednak skrywają smutek, żal za tym czego zabrakło. W wierszu "Leśniczówka" czytamy:


" Ja nie byłem nigdy poetą, nie lubiłem poezji jak snów
tylko lęk swój przed śmiercią składałem w skamieniałe
naręcza słów..."


1 września 1935r. został słuchaczem Wydziału Humanistycznego na Wydziale Polonistyki Uniwersytetu Warszawskiego. Zaliczając pilnie wykłady, egzaminy i kolokwia student Jan uzyskał w 1939 r. absolutorium, to znaczy, że zdał wszystkie egzaminy, a dwa lata po zakończeniu II wojny światowej, ukończył przerwane studia pracą magisterską p.t. " Godzina myśli Juliusza Słowackiego."
W czasie wojny był żołnierzem AK, walczył w Powstaniu Warszawskim, ranny w czasie walk, świadek zagłady rodzinnego miasta i masowej okrutnej śmierci tysięcy jego mieszkańców, poprzez pisanie próbował podźwignąć się z popowstańczej depresji, ocalić wiarę w lepsze jutro:


" A wojna nam się dłuży i lata tak lecą
ciemność w okna zapadła rolet czarną burzą
więc gdy wiersze piszemy, krwawimy je świecą
i oczy nam się senne jak pod hełmem mieszczą."



Spacerując po zniszczonym mieście, oglądając jego ruiny doszedł do wniosku, że literatura, czy poezja nie powinna być najważniejsza w życiu, bo są sprawy i rzeczy ważniejsze.

" Jeden Bóg trwa nad nami
pod nim wszystko mija-
jak noc w górskim schronisku
i młodość szczęśliwa."


Z przedwojennego domu Jan zdołał wynieść tylko studencki indeks, garść fotografii, cynowego żołnierzyka i sygnet z herbem Ogońskich.
Po wojennych przeżyciach, doznaniach przepełnionych smutkiem i rozpaczą postanowił leczyć "dusze ludzi". A było to w roku 1945. Ta data wyznaczyła nowy etap w życiu trzydziestoletniego Jana. Rozpoczął naukę w Warszawskim Seminarium Duchownym, które ukończył trzy lata później.
4 lipca 48 roku przyjął święcenia kapłańskie, a cztery dni później w Katowicach w kościele katedralnym św. Piotra i Pawła odprawił swą mszę prymicyjną. Był to dzień pełen głębokich wzruszeń, ale także lęków i obaw, jakie towarzyszą prawie zawsze przed wstąpieniem na nową drogę, co prawda wytyczoną , ale nieznaną. Swoje obawy wyraził w wierszu:


"Własnego kapłaństwa się boję,
własnego kapłaństwa się lękam
I przed kapłaństwem w proch padam
I przed kapłaństwem klękam."



Po krótkim odpoczynku, 20 lipca ks. Jan przyjechał do Żbikowa miejsca, gdzie rozpoczął służbę duchową. Spędził tam pracowicie trzy lata. Był wikariuszem oraz katechetą w miejscowej Państwowej Szkole Specjalnej i w Państwowym Domu Dziecka. Tu spotkał prof. Marię Grzegorzewską założycielkę Państwowego Instytutu Pedagogiki Specjalnej , która przybliżyła księdzu postać Janusza Korczaka, znanego przyjaciela i opiekuna dzieci. Działalność Korczaka, jego postawa życiowa i oddanie pracy z dziećmi były przedmiotem żyw ego zainteresowania ks. Jana. Praca w Żbikowie stała się dla katechety, pedagoga i wychowawcy miejscem ważnych obserwacji. Ksiądz Jan nauczał dzieci religii, rozbudzał w nich zamiłowanie do wszechogarniającej ich przyrody, podziw dla stworzenia, wdzięczność dla Stwórcy za piękno, jakim otoczył człowieka.



Dzieci nauczyły ks. Jana patrzenia na świat ich dziecięcymi oczami. Pokochały Go za:

" ...kazania, że są takie fajne. Pełno w nich polnych kwiatków, chrząszczy i wiewiórek, jagód i grzybów pachnących jesienią. Ksiądz Twardowski uczy nas kochać świat i być za niego wdzięcznym Bogu."


Dzieci odwdzięczyły się swojemu księdzu jak mogły najlepiej, wręczyły Mu Order Uśmiechu., wielkie wyróżnienie, bo podyktowane wdzięcznością czystych dziecięcych serc.
W roku 1959 objął stanowisko rektora kościoła Sióstr Wizytek w Warszawie, które sprawuje do chwili obecnej. Mieszka w domku drewnianym, tuż przy klasztorze. Domek ten został przez Annę Kamieńską nazwany Domem pod Dobrą Nowiną,:



"Ptasi domek drewniany
przylepiony do klasztornego muru
z pożaru świata ocalały
w zbroi kruchości archanielskiej
przed domem modrzew czarne szyszki strąca
w izbie powietrze pasieczne piec
z kafli malowanych przez niegrzeczne dzieci
z brzozowych dwóch gałązek krzyż
kukułka wiejskiej parafii
kapłan dziecięcy..."

Jan Twardowski


Szkolna delegacja u patrona

Po latach wędrówek kapłan znalazł swój dom, swoje miejsce na ziemi, swój azyl wśród zieleni, mimo że blisko hałaśliwego Krakowskiego Przedmieścia i ulicy Karowej. W tej oazie zieleni mieszka nie poeta, lecz ksiądz, który pisze wiersze, kaznodzieja, spowiednik, sługa ołtarza.
W sercu księdza Jana, dzieci zajmują miejsce szczególne, fascynuje go dziecięcy sposób patrzenia, ufność do świata, docenia w nich zdolność do zauważania tego, co najprostsze, zadawania ciekawych pytań. Dzieciom poświęcił wiele poetyckich utworów, bo ksiądz patrzy na otaczający świat nie tylko oczami wiary, ale również i oczami dziecka, widzi to, co jest niezauważalne dla wielu z nas. Ks. Jan powiedział kiedyś " cokolwiek nas spotyka, przychodzi spoza nas, będzie jak ma być (...) w naszym życiu nie ma przypadków i przypadkowych spotkań." Nasze z Ks. Janem spotkania również nie są przypadkowe.



Ksiądz Twardowski zmarł 18 stycznia 2006 r. po godz. 19 w warszawskim szpitalu przy ul. Banacha. Miał 90 lat.

podobizna patrona na sztandarze szkolnym


Więcej o Janie Twardowski

autor: Iwona Gołos